After another dozen hours, we arrived at the capital of another island nation, St. Kitts and Nevis. If you type this name into Google, the first results that appear are offers to buy citizenship. By making a payment of $250,000, one can obtain a passport allowing them to live in a country where the income tax rate is ZERO. As you can imagine, Robert was incredibly interested in discovering this popular "tax haven." Unfortunately, it was due to economic interests rather than an abundance of income ;-).
Basseterre's city center is just a few hundred meters away from the port. The town itself makes a good impression. It is peaceful and quiet, and the local residents are not intrusive. There is a pleasant climate, with warmth mixed with a slight humidity. Our little one loves such places for sleeping, so our Princess went for a nap quite quickly and without any issues, and we decided to go sightseeing. The grandly built port exudes an atmosphere of recession. Most buildings remain empty, and only a few shops offer watches and sunglasses. The marina also seems lifeless. A few modest boats swaying sadly prevent any comparisons with nearby St. Maarten.
However, as I mentioned before, such slightly sleepy and tranquil places are the best for us. Apparently, Pia doesn't enjoy hustle and bustle and crowds - neither do we. During several hours of wandering around the city and its surroundings, we visited all the most interesting attractions. We were particularly impressed by the extraordinary palm trees. In terms of architectural attractions, the Catholic cathedral and the Anglican church were very charming.
Interestingly, we were able to witness a rescue operation (cleaning up after a collision in the city center) carried out by a fire truck proudly marked with the number 1.
After a long walk, feeling tired, we sat down at a café in the port, observing the antics of our well-rested and relaxed little girl. It was quite pleasant, although I can't imagine spending a longer time in this place. A few days would be okay, but longer? Probably not ;)
Po kolejnych kilkunastu godzinach dopłynęliśmy do stolicy kolejnego wyspiarskiego państewka St. Kitts i Nevis. Gdy wpiszemy w Google tę nazwę jako pierwsze pojawiają się oferty zakupu obywatelstwa. Za dokonanie wpłaty 250 000 USD można uzyskać paszport upoważniający do życia w państwie,w którym stawka podatku dochodowego wynosi ZERO. Jak możecie sobie wyobrazić Robert był niezwykle zainteresowany odkryciem popularnej „oazy podatkowej”. Niestety z powodu zainteresowań ekonomicznych, a nie nadmiaru dochodów ;-) .
Centrum Basseterre oddalone jest zaledwie kilkaset metrów od portu. Samo miasteczko sprawia dobre wrażenie. Panuje tu spokój i cisza. Lokalni mieszkańcy nie są nachalni. Panuje przyjemny klimat ciepełka pomieszanego z lekką wilgocią. Nasze Maleństwo uwielbia takie miejsca do spania dlatego dość szybko i bez problematycznie udała się nasza Księżniczka na małą drzemkę, a my oczywiści wybraliśmy się na zwiedzanie. Pobudowany z rozmachem port emanuje wszechobecną recesją. Większość budynków pozostaje pusta, a w kilku nielicznych sklepach oferowane są zegarki i okulary przeciwsłoneczne. Również port jachtowy wydaje się pozbawiony życia. Kilka smutnie kiwających się średniej klasy łódek nie pozwala na dokonanie jakichkolwiek porównań z pobliskim St. Marteen.
Jak już jednak wspominałam dla nas takie nieco senne i spokojne miejsca są najlepsze. Pia nie przepada najwyraźniej za zgiełkiem i tłumem - my również. Podczas kilkugodzinnego wałęsania się po mieście i okolicach odwiedziliśmy wszystkie najciekawsze atrakcje. W szczególności przypadły nam do gustu niezwykłe palmy. W kategorii atrakcji architektonicznych - bardzo urokliwa jest katolicka katedra jak i kościół anglikański.
Co ciekawe mogliśmy również podziwiać akcję ratowniczą (sprzątanie po stłuczce w centrum miasta) prowadzoną przez wóz strażacki oznaczony dumnym numerem 1.
Zmęczeni długim spacerem zasiedliśmy w portowej kawiarence obserwując harce naszej wyspanej i zrelaksowanej Dziewczynki. Cóż było bardzo przyjemnie chociaż nie wyobrażam sobie spędzenia w tym miejscu dłuższego czasu. Kilka dni byłoby ok ale dużej - chyba jednak nie ;)
Kto by pomyślał, że dzięki wybitnemu dyplomacie Dobrej Zmiany ta wyspa stanie zyska rozgłos i nową nazwę St. Cristobal.
ReplyDeletejakiej klasy macie żaglówkę?
ReplyDelete