Skip to main content

Podróż w krainę smaków - Pia vs francuska kuchnia (Journey into the Land of Flavors - Pia vs French Cuisine)


Już 9 dni w Toruniu…. troszkę korci aby się gdzieś wybrać. Robert skończył troszkę wcześniej zajęcia na Uniwersytecie  a my dziewczyny postanowiłyśmy przemieścić się bliżej morza ;-) Pia stwierdziła, że chce pojechać na plażę więc wiele się nie zastanawiając spakowałam ekipę i ruszyliśmy do Sopotu. Po drodze mój Mąż przy pomocy Tripadvisor zrobił mały rekonesans po trójmiejskich „jadłodajniach” i padła propozycja skosztowania wyrafinowanej kuchni francuskiej. W planach mieliśmy długi spacer po molo i zabawy na plaży, a następnie podładowanie baterii. Na szczęście nasze małe Szczęście ostatnimi czasy powróciło do drzemek w ciągu dnia i nasza podróż przebiegła wręcz fantastycznie. Piunia ukołysana jazdą samochodem pospał troszkę dłużej dając możliwość rozprostowania nóg rodzicom w pobliskich sklepach i po udanych zakupach przebudziła się okrutnie głodna… 
Mój szanowny mąż Robert, któremu zdążyła wyładować się w między czasie komórka- skarbnica wiedzy, pewien swego polecił wprowadzić adres wcześniej wybranej restauracji do nawigacji i…. z wielkim zdumieniem wpatrywał się w zniszczony budynek mieszkalny pod podanym przez niego adresem ;-). Cóż okazało się, iż pomylił On ulicę Bohaterów Monte Casino z ulicą Obrońców Westerplatte. Biorąc pod uwagę heroizm dokonań różnica nieznaczna… jak się okazało geograficznie na nasze szczęście również. Odległość pomiędzy nimi nieznaczna, zaledwie 300m.



Po szybkim spacerze trafiliśmy do malutkiej, przytulnej restauracji. Na samy wejściu przywitał nas właściciel - doskonale władający językiem polskim Francuz. Nasza Pia nie przepadająca zazwyczaj za małymi pomieszczeniami była z początku wyraźnie rozczarowana lokalizacją, a do tego rozjuszona wielkim głodem. Szybciutko złożyliśmy zamówienie i po kilku minutach nasz Łobuziak dostał porcję halibuta z kaszą kuskus. Ku naszej zgubie rybka okazała się zbyt pikantna co jeszcze bardziej rozjuszyło naszego Kochanego Głodomorka. Głośne śpiewy, nawoływania zirytowanego Maluszka ewidentnie wywołały napięcie pomiędzy Pią, a Właścicielem… Zaczęło robić się nieprzyjemnie… Po kolejnych 10 minutach pojawiła się zamówiona ośmiornica i zupa z zielonej soczewicy. Gdy do buzi Maleństwa trafił pierwszy kawałek octopusa na twarzy naszej córeczki pojawił się grymas… znaczący „Ups…. jest dobrze, jednak rodzice mieli racje wybierając to miejsce”. Wiele się nie rozpisując przedstawię jedynie obrazek, który zarysował się po kolejnych kilkunastu minutach.






















Pia leży rozciągnięta na Tacie, zrzucone buty, błogi uśmiech na buźce i wydaje krótkie polecenia: „Tata kaczkę daj”, „Mama makaronik”,  „sarenka”, itp. 
Gdy już talerze są puste słyszymy:  „Pia małe ciacho chce. ciacho twarogiem i malinami” . Deser okazał się równie boski jak pozostałe dania. Nasz Smakosz poczuł się jak u siebie i po godzinie w samych skarpetkach biegała radośnie po restauracji, a wcześniejsze animozje z Właścicielem odeszły w niepamięć przemieniając się w miłe obustronne uśmiechy.
Na szczęście Pia przypominała sobie o plaży. Godzinny spacer po uroczym Sopocie, a przede wszystkim radosne baraszkowanie na plaży pozwoliło przed podróżą do domu spalić nieco jakże cudownie smakowitych kalorii.
Jeżeli francuska uczta dla podniebienia w Sopocie to wyłącznie Cyrano et Roxane. MNIAM :)







Already 9 days in Toruń... it's tempting to go somewhere. Robert finished his classes at the university a little early, and us girls decided to move closer to the sea ;-) Pia said she wanted to go to the beach, so without much hesitation, I packed the crew and we headed to Sopot. On the way, my husband, with the help of TripAdvisor, did a little reconnaissance of the "eateries" in the Tri-City, and the suggestion came up to taste refined French cuisine. Our plans included a long walk on the pier, fun on the beach, and recharging our batteries. Luckily, our little bundle of joy has recently returned to taking daytime naps, so our journey went fantastically well. Pia, lulled to sleep by the car ride, slept a little longer, giving us parents a chance to stretch our legs in nearby shops, and after successful shopping, she woke up extremely hungry...

My esteemed husband, Robert, who managed to discharge his knowledge repository cell phone in the meantime, confidently recommended entering the address of the previously chosen restaurant into the navigation system and... with great astonishment, he stared at a dilapidated residential building at the address he provided ;-). Well, it turned out that he had mistaken Monte Cassino Heroes Street for Westerplatte Defenders Street. Considering the heroism of their achievements, the difference is negligible... as it turned out, luckily, even geographically. The distance between them is insignificant, just 300 meters.

After a quick walk, we arrived at a tiny, cozy restaurant. At the entrance, we were greeted by the owner, a Frenchman who spoke Polish fluently. Our Pia, who usually doesn't fancy small spaces, was clearly disappointed with the location at first and was also very hungry. We quickly placed our order, and after a few minutes, our little rascal received a portion of halibut with couscous. To our dismay, the fish turned out to be too spicy, which further agitated our dear little food lover. Loud singing and annoyed cries from the irritated toddler clearly created tension between Pia and the owner... It started to become unpleasant... After another 10 minutes, the ordered octopus and green lentil soup arrived. When the first piece of octopus reached our daughter's mouth, a significant grimace appeared on her face... meaning "Oops... it's good, after all, parents were right in choosing this place." Without elaborating further, I'll just present an image that emerged after a few more minutes.

Pia is lying stretched out on Daddy, shoes kicked off, a blissful smile on her face, and giving short commands like "Daddy, give me the duck," "Mommy, the pasta," "little deer," etc. When our plates are empty, we hear, "Pia wants a little cake. Cake with cottage cheese and raspberries." The dessert turned out to be as divine as the other dishes. Our little gourmet felt right at home, and after an hour, she happily ran around the restaurant in just her socks, leaving the previous animosities with the owner behind, turning into pleasant mutual smiles.

Luckily, Pia remembered about the beach. An hour-long walk in charming Sopot, and above all, joyful frolicking on the beach, allowed us to burn off some of those wonderfully tasty calories before the journey back home. If you're looking for a French feast for the taste buds in Sopot, it's only Cyrano et Roxane. YUM :)






Comments

Popular posts from this blog

Salalah Oman - odczucia i wrażenia Mamy (Salalah, Oman - impressions and experiences from a mother)

Podczas naszych poprzednich pobytów w Omanie usłyszeliśmy wiele pochlebnych opinii na temat Salalah. Zarówno rodowici Omańczycy jak i rezydenci wypowiadali się w samych superlatywach na temat bujnej roślinności, pięknych gór i czystego, ciepłego morza. Większość opinii się potwierdziła, jednak wybierając się w te rejony z dzieckiem należy wziąć pod uwagę pewne minusy. Lokalni Omańczycy są serdeczni i otwarci jednak ewidentnie mają problem z poprawną oceną swojego pozycji społecznej. Nie obowiązują ich kolejki, uważają, że należy im się pierwszeństwo w każdej możliwej sytuacji. Ponadto mają wyjątkowo ambiwalentny stosunek do pracy. Można mieć wrażenie, że przesiadka z wielbłąda do Lexusa negatywnie wpłynęła na odbiór rzeczywistości. Z takimi sytuacjami nie spotkaliśmy się w Muskacie. Kolejny problem to pozycja kobiety. Mówiąc wprost Europejki bez towarzystwa męskiej asysty nie są traktowane poważnie.  Menu w restauracji trafia najpierw do mężczyzny. Sprzedawca w sklepie, czy taksó

Pia w Salt Lake City - Mormoni, Temple Square i inne atrakcje (Pia in Salt Lake City - Mormons, Temple Square, and other attractions)

Most of us associate Utah with Salt Lake City, which hosted the Winter Olympics in 2002 and the Mormons, who are particularly numerous in this state. In preparation for our trip, I considered the possibility of taking advantage of the wide range of winter sports available at the Olympic venues. The first challenge in organizing the trip was, of course, buying airline tickets, and here the first surprise appeared. Generally, flights to the USA are relatively cheap, but it turns out that this does not apply to SLC. Only KLM, AirFrance, and Lufthansa fly directly to the capital of Utah. Due to limited competition, the flight price is higher than to Hawaii. Therefore, since we planned the trip in advance, I managed to catch a one-day promotion at KLM and ultimately purchase tickets at reasonable prices. If you are planning to visit this area, remember to plan your trip in advance, otherwise, you will face a high expense or a flight with at least two layovers. After 10 hours spent in a nice

Pia - 10 years of traveling (10 lat podróży)