Skip to main content

Z Pią wśród zwierząt czyli - niezaplanowane testy żywności w ogrodzie zoo-botanicznym (With Pia among the animals, it turned out to be an unplanned food testing adventure in the zoo-botanical garden)


W słoneczny weekendowy dzionek postanowiliśmy z naszym Maleństwem odwiedzić pobliski ogród zoo-botaniczny. Pia wraz z ciocia Kasią przygotowała specjalną torbę z obrazkami koników, do której odkładaliśmy suchy chlebek dla głodomorków z zaprzyjaźnionej farmy I HA HA. 
Niestety Magda (właścicielka farmy) rozstała się ze swoimi konikami więc pozostało nam sporo zapasów. Znany z zamiłowania do pozbywania się wszelkich niepotrzebnych rzeczy - mój mąż Robert - korzystając z okazji postanowił zutylizować pieczołowicie magazynowane sucharki.
Wiem, wiem, wiem - stwierdzicie, że w zoo nie należy dokarmiać zwierząt, a jeżeli już to wyłącznie specjalną karmą sprzedawaną na miejscu. Macie oczywiście rację, ale my ususzyliśmy doskonały, super ekologiczny chlebek, a w całej torbie znalazła się wyłącznie jedna bułka z marketu i 3/4 drożdżówki z lokalnej piekarni. Wszystko suche jak wiór- czyli tak jak podawać zwierzątkom się powinno.
Po wizycie u niedźwiedzi i nieudanych poszukiwaniach Pana z watą cukrową Pia zarządziła karmienie kózek i osiołków. Przy uroczych, zawsze głodnych czworonogach, zgromadziło się sporo maluszków dokarmiających swoje pupile zakupioną karmą. Gdy Pia zaserwowała pierwszą kromeczkę - wszystkie kozy przybiegły do nas rezygnując ze standardowych przekąsek. Suszony chleb ekologiczny smakował wręcz niewiarygodnie. Przezorny Tata Robert postanowił pozbyć się bułki i tu szok…. Koza, która złapała produkt marketowy po pierwszym kęsie pozbyła się tego wątpliwego rarytasu. Zaintrygowani zjawiskiem postawiliśmy podsunąć nagryzioną bułkę innym kózkom, ale o ile chleb wzbudzał dziką walkę tak bułka wręcz zniechęcała. Podobnie było z drożdżówką.

On a sunny weekend day, we decided to visit the nearby zoo-botanical garden with our little one. Pia, along with Aunt Kasia, prepared a special bag with pictures of horses, where we put dry bread for the hungry guinea pigs from our friendly farm, I HA HA.
Unfortunately, Magda (the owner of the farm) parted ways with her horses, so we had a lot of supplies left. Known for his inclination to get rid of any unnecessary things, my husband Robert took the opportunity to meticulously dispose of the stored biscuits.
I know, I know, I know - you will say that we shouldn't feed the animals in the zoo, and if we do, it should only be with special food sold on-site. You're absolutely right, but we had dried, excellent, eco-friendly bread, and the entire bag contained only one roll from the supermarket and 3/4 of a sweet pastry from a local bakery. Everything was as dry as it should be when feeding the animals.
After visiting the bears and unsuccessful search for the cotton candy man, Pia decided to feed the goats and donkeys. A lot of little ones gathered around the adorable, always hungry quadrupeds, feeding their pets with purchased food. When Pia served the first piece, all the goats ran to us, abandoning their usual snacks. The dried eco-friendly bread tasted unbelievably good. Cautious Dad Robert decided to get rid of the roll, and here's the shock... The goat that grabbed the supermarket product immediately got rid of this questionable delicacy after the first bite. Intrigued by the phenomenon, we tried offering the bitten roll to other goats, but while the bread sparked a wild fight, the roll actually discouraged them. The same was true for the sweet pastry.




Gdy już uraczyliśmy kozy czas przyszedł na osły. W tym przypadku poczciwe kłapouchy nie wybrzydzały i jadły wszystko… ale ewidentnie chleb również najbardziej im smakował. Nasze Maleństwo dzielnie i odważnie podnosiło wszelkie okruszki i serwowało smakołyki poczciwym osłom. Obserwując to jakim skarbem dysponujemy nakazałam pozostawanie zapasu dla świnek i kózek Magdy. 
Po kilkunastu minutach spaceru dotarliśmy do żubra. Robert, któremu ewidentnie przeszkadzało noszenie torby, pod pretekstem pokazania żubra Córeczce rzucił dwa kawałki chleba aby wywabić olbrzyma ze swojego legowiska…. 
I tu szok… żubr wstał z sianka, spróbował kromeczkę i przełoży wielki łeb przez ogrodzenie. 
Jak tu odmówić żubrowi, który co prawda nie czeka na polanie, a w zoo…. nie mniej jednak uwodzi spojrzeniem i buchaniem przez olbrzymie nozdrza. 
Nie uwierzycie ale żubr dokończył całe zapasy chleba jedząc mi prosto z ręki. 
Wiem, wiem… nie było to bezpieczne. Żubr jest bardzo groźnym zwierzęciem więc proszę nie powtarzajcie mojego niepoprawnego zachowania.
Powracając jednak do meritum sprawy. Trudno wręcz uwierzyć, ale autentycznie zwierzęta nie chciały ruszyć świństwa, do którego zakupu kuszą nas kolorowe reklamy. Zapewne, gdyby były głodne nie pogardziłyby nawet bułką z marketu. Najedzone jednak zdecydowanie preferowały wyroby z ciemnej mąki wytwarzane w sposób naturalny.
Pia wybawiła się na placu zabaw. Odwiedziła wszystkie zwierzątka, a na koniec spotkała Pana z watą cukrową, który sprzedając ten niezdrowy smakołyk zbiera pieniążki na karmę dla kotów. Wspomogliśmy go kwotą 3 zł, a większość waty zjadł łasuch - Dziadek Andrzej.


Once we had treated the goats, it was time for the donkeys. In this case, the lovable long-eared creatures weren't picky and ate everything... but it was clear that they enjoyed the bread the most. Our little one bravely picked up every crumb and served treats to the good-natured donkeys. Observing the treasure we had, I ordered to leave some reserves for Magda's guinea pigs and goats.
After a few minutes of walking, we reached the bison. Robert, who was clearly bothered by carrying the bag, pretended to show our daughter the bison and threw two pieces of bread to lure the giant out of its lair...
And here's the shock... The bison stood up from its hay, tried a piece of bread, and extended its massive head over the fence.
How can you refuse a bison that, although not waiting on a meadow but in the zoo, still captivates with its gaze and snorts through its enormous nostrils?
You won't believe it, but the bison finished the entire supply of bread, eating it straight from my hand.
I know, I know... it wasn't safe. A bison is a very dangerous animal, so please don't repeat my inappropriate behavior.
Returning to the heart of the matter, it's hard to believe, but the animals genuinely didn't want anything to do with the junk food that colorful advertisements tempt us to buy. Surely, if they were hungry, they wouldn't even turn up their noses at a supermarket roll. However, when they were well-fed, they definitely preferred products made from dark, naturally processed flour.
Pia had a great time at the playground. She visited all the little animals and, in the end, met the cotton candy man who sells that unhealthy treat to raise money for cat food. We supported him with a contribution of 3 złoty, and most of the cotton candy was eaten by the sweet tooth, Grandpa Andrzej. 



Comments

Popular posts from this blog

Salalah Oman - odczucia i wrażenia Mamy (Salalah, Oman - impressions and experiences from a mother)

Podczas naszych poprzednich pobytów w Omanie usłyszeliśmy wiele pochlebnych opinii na temat Salalah. Zarówno rodowici Omańczycy jak i rezydenci wypowiadali się w samych superlatywach na temat bujnej roślinności, pięknych gór i czystego, ciepłego morza. Większość opinii się potwierdziła, jednak wybierając się w te rejony z dzieckiem należy wziąć pod uwagę pewne minusy. Lokalni Omańczycy są serdeczni i otwarci jednak ewidentnie mają problem z poprawną oceną swojego pozycji społecznej. Nie obowiązują ich kolejki, uważają, że należy im się pierwszeństwo w każdej możliwej sytuacji. Ponadto mają wyjątkowo ambiwalentny stosunek do pracy. Można mieć wrażenie, że przesiadka z wielbłąda do Lexusa negatywnie wpłynęła na odbiór rzeczywistości. Z takimi sytuacjami nie spotkaliśmy się w Muskacie. Kolejny problem to pozycja kobiety. Mówiąc wprost Europejki bez towarzystwa męskiej asysty nie są traktowane poważnie.  Menu w restauracji trafia najpierw do mężczyzny. Sprzedawca w sklepie, czy taksó

Pia w Salt Lake City - Mormoni, Temple Square i inne atrakcje (Pia in Salt Lake City - Mormons, Temple Square, and other attractions)

Most of us associate Utah with Salt Lake City, which hosted the Winter Olympics in 2002 and the Mormons, who are particularly numerous in this state. In preparation for our trip, I considered the possibility of taking advantage of the wide range of winter sports available at the Olympic venues. The first challenge in organizing the trip was, of course, buying airline tickets, and here the first surprise appeared. Generally, flights to the USA are relatively cheap, but it turns out that this does not apply to SLC. Only KLM, AirFrance, and Lufthansa fly directly to the capital of Utah. Due to limited competition, the flight price is higher than to Hawaii. Therefore, since we planned the trip in advance, I managed to catch a one-day promotion at KLM and ultimately purchase tickets at reasonable prices. If you are planning to visit this area, remember to plan your trip in advance, otherwise, you will face a high expense or a flight with at least two layovers. After 10 hours spent in a nice

Pia - 10 years of traveling (10 lat podróży)