Skip to main content

MISSION 111 - 11 ISLANDS FOR 1ST BIRTHDAY (MISJA 111 − 11 WYSP NA I URODZINY)






Unfortunately, work duties have taken us out of the travel and blogging cycle a bit, and on top of that, our Pia has become more and more demanding from week to week. At 9 months, she decided to start walking on her own, and by the end of the 10th month, she had already become proficient at independent movement... It's nice in a way, but it's a shame that it's forced - on her own. Everyone warned us that when she started walking, we would have a problem with our backs from constantly walking with the little one by the hand, but surprise, surprise - she does everything on her own, and constantly at that.

Nevertheless, after 4 months in the country, it was time for a strong, birthday-themed getaway. There were a few occasions that had accumulated. Of course, the most important was our Little One's first birthday, as well as my name day and the 7th anniversary of our first meeting :). I'll write about that someday, but it's a completely different, albeit amazing story ;)

February is more conducive to skiing trips, but due to a lack of snow and the need for warmth, we decided to go to the Caribbean and visit some of the islands we haven't yet explored. Of course, as luck would have it, duties piled up before our departure and we didn't have the traditional time to thoughtfully pack our bags. In addition, Robert, who was exhausted from work, instead of helping me a little, waited until I put Pi to sleep and drifted off to dreamland... His intentions were good, but his enthusiasm was a bit lacking. So, I packed our Little One's favorite books, 80 diapers, lots of jars of "favorite" foods, some other snacks, the most important medications, outfits for the Jubilant, and filled the remaining space in our suitcases with our clothes. Together, we had a whopping 60 kg of main luggage and 20 kg of carry-on gadgets, including our beloved 45 cm Teddy Bear from the Big Blue House ;)

Our journey began in Frankfurt, where we flew to Guadeloupe on a charter flight with Condor. We flew to Frankfurt the day before using Lufthansa's promotion. It was a flight from Gdansk on a tiny Canadian Jet and luckily it went quite smoothly. The roar of the engines effectively put our tireless Pi to sleep, but we arrived at the airport hotel feeling very tired. We chose the Hilton Garden Inn based on recommendations from TripAdvisor, but this time the good reviews of others did not match our experience. The claustrophobic cells with a small uncomfortable bed were definitely not what we expected. I definitely do not recommend it for tired families with little ones!

Niestety obowiązki zawodowe wytrąciły nas nieco z cyklu wyjazdowego i blogerskiej aktywności, a do tego nasza Pia z tygodnia na tydzień stawała się coraz bardziej absorbująca.
Mając 9 miesięcy zdecydowała się, że zacznie chodzić na własną rękę, a pod koniec 10 miesiąca osiągnęła już sprawność samodzielnego poruszania się... Niby fajnie ale szkoda, że na siłę -samodzielnie. Wszyscy nas straszyli tym, że jak zacznie chodzić to dopiero będziemy mieli problem z kręgosłupami od ciągłego chodzenia z Malutką za rączkę, a tu niespodzianka. Wszytko sama i ciągle bam, bam....

Nie mniej jednak po 4 miesiącach w kraju nadszedł czas na mocny, urodzinowy akcent wyjazdowy. Do tego skumulowało się kilka okazji. Oczywiście najważniejsza to pierwsze urodziny naszego Szkrabka, do tego moje imieniny i 7 rocznica naszego pierwszego spotkania :). 
O tym też kiedyś napiszę, ale to całkowicie odmienna, aczkolwiek niezwykła opowieść ;)
Luty bardziej skłania do narciarskich eskapad lecz w związku z deficytem śniegu oraz potrzebą ciepła zdecydowaliśmy się wybrać na Karaiby i odwiedzić te z wysp, których jeszcze nie poznaliśmy.
Oczywiście, jak na złość przed wyjazdem spiętrzyły się obowiązki i zabrakło tradycyjnie czasu na przemyślane spakowanie bagaży. Do tego wykończony pracą Robert zamiast mi troszkę pomóc, czekając aż uśpię Pię odpłynął w krainę snu... Chęci miał dobre, ale zapał nieco słabszy. Tak więc spakowałam ulubione książki Malutkiej, 80 pampersów, sporo słoików z „ulubionymi” potrawami oraz troszkę innych przekąsek, zestaw najistotniejszych leków, kreacje dla Jubilatki, a pozostałą w walizkach przestrzeń wypełniłam naszymi ubraniami. Razem zebrało się aż 60 kg bagażu głównego oraz z 20 kg podręcznych gadżetów, w tym oczywiście ukochana 45 cm maskotka Niedźwiedzia z Dużego Niebieskiego Domu ;)
Nasza podróż zaczęła się we Frankfurcie skąd lecieliśmy na Gwadelupę. Lot czarterową linią Condor. Do Frankfurtu dolecieliśmy dzień wcześniej korzystając z promocji Lufthansy. Był to lot z Gdańska na pokładzie malutkiego Canadian Jet i na nasze szczęście przebiegł dość sprawnie. Warkot silników skutecznie uśpił niezmordowaną Pię, nie mniej jednak do lotniskowego hotelu dotarliśmy mocno zmęczeni. Wybraliśmy Hilton Garden Inn bazując na rekomendacjach z TripAdvisor, ale tym razem dobre opinie innych nie pokrył się z naszymi odczuciami. Klaustrofobiczne klitki z małym niewygodnym łóżkiem to zdecydowanie nie to czego oczekiwaliśmy. Zdecydowanie nie polecam zmęczonym rodzinom z małymi pociechami!







Kolejnego dnia w samo południe wystartowaliśmy Boeingiem 767. Robertowi udało się uprosić miejsca w rzędzie 22 (w środkowej części z miejscem na nogi) tak więc mieliśmy sporo miejsca, a do tego dodatkowy wolny fotel ;-). Jedyny problem to brak możliwości podnoszenia oprać, który zdecydowanie utrudnia karmienie Maleństwa (ja niestety, albo i na szczęście ciągle karmię piersią- nie chce mi się męczyć z podgrzewaniem wody, wyparzaniem butelek i tym podobnymi ekscesami; gdy się dużo podróżuje pierś spełnia swoją funkcje doskonale;) ). Condor oferuje możliwość wykorzystania kołyski, ale wyłącznie dla dzieci do 9 miesiąca tak więc tym razem Pia nie mogła sobie wygodnie pospać w trakcie lotu.

Nie było łatwo, Pia szalała. Lot odbywał się w trakcie dnia tak więc mieliśmy ciekawy bilans 7 godziny szaleństw na pokładzie kontra 3 godziny spania. Po blisko 10 godzinach dolecieliśmy na Gwadelupę. Godzinę od lądowania dotarliśmy totalnie wykończeni na statek, który miał się stać naszym drugim domem na najbliższe kilkanaście dni. My wykończeni, a nasza Ukochana Córeczka, pomimo późnych godzin nocnych, w dobrej formie gotowa do zwiedzania.

The next day at noon, we took off on a Boeing 767. Robert managed to get seats in row 22 (in the middle with legroom), so we had plenty of space, and an extra empty seat ;-). The only problem was the lack of ability to raise the armrests, which definitely made feeding the baby more difficult (unfortunately, or fortunately, I am still breastfeeding - I don't feel like bothering with heating water, sterilizing bottles, and similar excesses; when you travel a lot, the breast serves its function perfectly ;)). Condor offers the possibility of using a crib, but only for children up to 9 months old, so this time Pia couldn't comfortably sleep during the flight.

It wasn't easy, Pia was restless. The flight took place during the day, so we had an interesting balance of 7 hours of craziness on board versus 3 hours of sleep. After almost 10 hours, we landed in Guadeloupe. An hour after landing, we arrived at the ship, which was to become our second home for the next few weeks. We were exhausted, but our beloved daughter, despite the late night hours, was in good shape and ready to explore.





Comments

Popular posts from this blog

Salalah Oman - odczucia i wrażenia Mamy (Salalah, Oman - impressions and experiences from a mother)

Podczas naszych poprzednich pobytów w Omanie usłyszeliśmy wiele pochlebnych opinii na temat Salalah. Zarówno rodowici Omańczycy jak i rezydenci wypowiadali się w samych superlatywach na temat bujnej roślinności, pięknych gór i czystego, ciepłego morza. Większość opinii się potwierdziła, jednak wybierając się w te rejony z dzieckiem należy wziąć pod uwagę pewne minusy. Lokalni Omańczycy są serdeczni i otwarci jednak ewidentnie mają problem z poprawną oceną swojego pozycji społecznej. Nie obowiązują ich kolejki, uważają, że należy im się pierwszeństwo w każdej możliwej sytuacji. Ponadto mają wyjątkowo ambiwalentny stosunek do pracy. Można mieć wrażenie, że przesiadka z wielbłąda do Lexusa negatywnie wpłynęła na odbiór rzeczywistości. Z takimi sytuacjami nie spotkaliśmy się w Muskacie. Kolejny problem to pozycja kobiety. Mówiąc wprost Europejki bez towarzystwa męskiej asysty nie są traktowane poważnie.  Menu w restauracji trafia najpierw do mężczyzny. Sprzedawca w sklepie, czy taksó

Pia w Salt Lake City - Mormoni, Temple Square i inne atrakcje (Pia in Salt Lake City - Mormons, Temple Square, and other attractions)

Most of us associate Utah with Salt Lake City, which hosted the Winter Olympics in 2002 and the Mormons, who are particularly numerous in this state. In preparation for our trip, I considered the possibility of taking advantage of the wide range of winter sports available at the Olympic venues. The first challenge in organizing the trip was, of course, buying airline tickets, and here the first surprise appeared. Generally, flights to the USA are relatively cheap, but it turns out that this does not apply to SLC. Only KLM, AirFrance, and Lufthansa fly directly to the capital of Utah. Due to limited competition, the flight price is higher than to Hawaii. Therefore, since we planned the trip in advance, I managed to catch a one-day promotion at KLM and ultimately purchase tickets at reasonable prices. If you are planning to visit this area, remember to plan your trip in advance, otherwise, you will face a high expense or a flight with at least two layovers. After 10 hours spent in a nice

Pia - 10 years of traveling (10 lat podróży)